Chcę, by gobliny przyszły i zabrały Cię w tej chwili!
„Czy on mi powie, że te drzwi prowadzą do zamku?” - takie sprytne pytanie zadaje Sarah (w tej roli 15-sto letnia wówczas piękna Jennifer Connelly) jednemu ze strażników w labiryncie w Mieście
„Czy on mi powie, że te drzwi prowadzą do zamku?” - takie sprytne pytanie zadaje Sarah (w tej roli 15-sto letnia wówczas piękna Jennifer Connelly) jednemu ze strażników w labiryncie w Mieście Goblinów. Jeden z nich zawsze mówi prawdę, a drugi zawsze kłamie. Ale który jest który? To jedno z wielu zdarzeń, jakich doświadczy Sarah, ścigając się z upływającym niemiłosiernie czasem w drodze do zamku króla Goblinów. Wypowiedziała ona w złości życzenie, aby jej mały braciszek Toby został zabrany przez króla Goblinów Jaretha (w tej roli piosenkarz David Bowie), co ten skwapliwie wykonał. Żałuje ona swoich słów i pragnie powrotu Tobiego do domu. Król Goblinów daje jej 13 godzin na uratowanie dziecka. Potem zmieni się ono na zawsze w goblina. Ale zanim Sarah trafi do zamku, musi pokonać magiczny labirynt, w którym nic nie jest takie, jakie się wydaje. Czy karzeł Hoggle pomoże jej wydostać się z labiryntu i ile nauczy się z tej przygody dziewczyna zanurzona w świecie fantazji. Scenografia, choreografia, kostiumy, charakteryzacja i oczywiście muzyka są mocnymi stronami filmu. Ścieżka dźwiękowa Trevora Jonesa cofa nas do lat 80-tych XX wieku. Piękne aranżacje Davida Bowiego sprawiają wiele przyjemności. Do roli Jaretha brano także pod uwagę Michaela Jacksona i Stinga. Sądzę jednak, że wybór Bowiego był słusznym posunięciem. W jego wykonaniu król Goblinów jest charyzmatyczny, czasem straszny, a czasem sympatyczny. Nie była to w końcu pierwsze spotkanie piosenkarza z filmowym światem. Jennifer Connelly, przyszła gwiazda m.in. „Domu z piasku i mgły” debiut miała już wtedy również za sobą i swobodnie, z dużym wdziękiem zagrała postać młodej dziewczyny śpieszącej na ratunek małemu bratu. Wykreowane w wyobraźni Briana Frouda i Jima Hensona bajkowe postacie cieszą oczy na ekranie, podobnie jak kunszt charakteryzatorski Nicka Dudmana i Walliego Schneidermana. Cały zastęp lalkarzy, scenografów i speców od efektów specjalnych pracował nad magicznym efektem końcowym. Na długo pozostają w pamięci sceny na dziwacznych, przeczących prawom grawitacji schodach w zamku Goblinów, czy też sceny malowniczego balu przebierańców. W czasach, gdy efekty specjalne generowane komputerowo dopiero raczkowały, warto docenić urokliwy świat stworzony w „Labiryncie”. Jest to film mojego dzieciństwa, który darzę wielkim sentymentem. Obejrzany po latach nic nie stracił w moich oczach. Kino familijne na najwyższym poziomie, po prostu magiczna baśń!